ani widu ani słychu cały film
III kwartał już prawie dobiega końca, a prac remontowych ani widu, ani słychu樂 #legnica #dziury Czy Pani Prezydent dotrzyma danego słowa? III kwartał już prawie dobiega końca, a prac remontowych ani widu, ani słychu🤔 #legnica #dziury #takniedasiężyc #pawice #piątnicka Tadeusz Krzakowski Miasto Legnica Legnica Portal
RT @MKierwinski: Ani widu, ani słychu o końcu kadencji J. Przyłębskiej w TK. Kaczyński złamie ustawy, ale nie pozbędzie się całkowicie mu oddanej kucharki. 20 Dec 2022 17:48:04
@annaszlezak @CDPROJEKTRED @perspektywy_s CD Projekt ostatnio się widzę zajmuje wszystkim tylko nie robieniem gier. O naprawie Cyberpunka czy dodatków do niego ani widu ani słychu. Wiedźmin 3 rok po premierze to był już po dwóch dodatkach do gry. 25 Nov 2021
ani áni, ni; nie chciał mleka ~ herbaty ne chotiêv <áni(ni)> mołoká áni (ni) herbáty; ~ kroku z miejsca áni (ni) króku z miêstia; ani mi się waż tam pójść! i ne smiêj tudý ití!; ani be ani me pot. áni (ni) be áni (ni) me; ani brat ani swat áni (ni) brat áni (ni) svat; ani chybi napévno; ani krzty áni (ni) čútočki, áni (ni) kápki; ani (ni) w ząb áni (ni) v
:) -czekaj. czekaj na mnie. nie odchodź. nie odchodź jeszcze. -muszę. muszę iść. już muszę. muszę iść dalej,dalej i dalej. -nie
nonton drama business proposal sub indo drakorindo. Ocenaużytkowników Opis Francja, małe, prowincjonalne miasteczko, gdzie życie biegnie swoim spokojnym torem, i gdzie wszystko zdaje się być w jak najlepszym porządku. Wszystko oprócz jednego problemu, który niezmiennie od 20 lat wiąże się z nielegalną działalnością Pana Blaireu (Louis de Funes), drobnego kłusownika zaopatrującego okoliczną ludność w upolowaną przez siebie zwierzynę. Lokalne władze w postaci mera i ślamazarnego policjanta Parju (Moustache) robią wszystko co tylko możliwe, by położyć kres temu procederowi. Jednak przyłapanie Blaireu na gorącym uczynku wcale nie jest taką łatwą sprawą. Yves Robert Director, Writer Jacques Celhay Writer Jean Marsan Writer
fot. Adobe Stock, Lumos sp Wierzyłam w miłość, bo od małego widziałam ją wokół siebie. Moi rodzice wciąż byli zakochani w sobie jak nastolatki, mimo długiego stażu małżeńskiego. Nie było dnia, żeby nie mówili sobie, jak bardzo się kochają. Zresztą dalej tak robią, choć mama głośniej, bo tata jest już przygłuchy. Ja też tak chciałam i jako dziewczynka byłam święcie przekonana, że kiedyś spotkam tego jedynego. Spotkamy się, pokochamy i pyk, zaczniemy nowe życie. Tak to miało wyglądać. W czasach licealnych zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. Nie w kwestii miłości, ale owego „pyknięcia”. Chłopak, który był obiektem mojego pierwszego zauroczenia, okazał się takim palantem, że rumienię się ze wstydu na samo wspomnienie mojego szczeniackiego uczucia. Drugi stwierdził, że woli moją koleżankę. Trzeci wyprowadził się pół Polski dalej i kontakt nam się urwał. Tak to wyglądało. Rozczarowanie za rozczarowaniem. A potem wracałam do domu, patrzyłam na mamę, która wtulała się w tatę, gdy siedzieli razem na kanapie, oglądając jakiś film, i odzyskiwałam nadzieję. W końcu ja też znajdę kogoś, z kim będę spędzać takie spokojne wieczory w domu. Zdałam maturę, poszłam na studia, poznałam nowych ludzi. Przeprowadzka do większego miasta zawsze jest przeżyciem, ale to właśnie na ludzi zwróciłam największą uwagę. Wyglądali i żyli inaczej, nie wstydzili się być oryginałami, za jakich by uchodzili na tej mojej prowincji. Mieli odmienne zdania, często się ze sobą nie zgadzali, ale potrafili dyskutować. U nas nie było takich debat. Każdy bał się wychylić, wolał bezpiecznie wtopić się w szarość. Zatem poznałam mnóstwo ciekawych, inteligentnych osób, zyskałam paczkę dobrych znajomych, w tym przyjaciółkę, z którą mogłabym konie kraść… A tego jedynego ani widu, ani słychu Jako studentka miałam już bardziej realne podejście do miłości. Wiedziałam, że nierzadko trzeba się naszukać, by znaleźć odpowiednią osobę, a i ta niby odpowiednia po jakimś czasie może się okazać pomyłką. Ludzie rozwodzili się, zdradzali, zmieniali partnerów… Nie chciałam jednak rezygnować z marzenia o takim życiu, jakie wiedli moi rodzice, i rozglądałam się uważnie za kimś wartościowym. Kiedyś go znajdę. Jarka poznałam pod koniec studiów. Jakby w nas piorun strzelił, takie to było nagłe i porażające. Wszystko mieliśmy ochotę robić razem, najchętniej w ogóle byśmy się nie rozstawali. Poznawaliśmy się coraz lepiej, przedstawiłam go moim rodzicom, a on mnie swoim. Gdy po prawie dwóch latach Jarek poprosił mnie o rękę, oczywiście się zgodziłam. Wszak byliśmy dla siebie stworzeni! Czułam, że to człowiek, z którym chcę spędzić resztę życia, całując go na dzień dobry i na dobranoc, wspierając w trudnych chwilach, wychowując z nim dzieci. Kupowałam sukienkę, zamawiałam kwiaty, układaliśmy menu. Robiliśmy to, co robią przyszli nowożeńcy, a on nagle mi mówi, że już nie może, że to ponad jego siły. – Co masz na myśli? – spytałam nieuważnie, oderwana od dokumentów do pracy. – Nie mogę wziąć ślubu. – Słucham? – te słowa przykuły moją uwagę. – Kochanie, co się stało? Jeśli masz jakieś wątpliwości… – Nie mam. Nie chcę się żenić. Dokładniej, nie chcę się żenić z tobą. Przepraszam, ale dłużej już nie mogę tego ciągnąć – powiedział, po czym wyszedł z mieszkania, które dzieliliśmy. On wyszedł, a ja dalej byłam jak oniemiała Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Nie chciałam wierzyć. Łudziłam się, że dopadały go jakieś przedmałżeńskie nerwy, wątpliwości. Może ma gorszy czas w pracy, może coś się stało, na przykład… nie wiem, zachorował? Kiedy wrócił, po dwóch dniach spędzonych u rodziców – którzy też bezskutecznie próbowali wyciągnąć z niego, co się stało – po prostu spakował rzeczy i się wyprowadził. Dalej bez słowa wyjaśnienia. Cierpiałam, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Może byłoby mi łatwiej, gdyby podał jakiś powód, ale on nie chciał nawet ze mną rozmawiać. Jeszcze kilka dni temu mówił, że mnie kocha, a teraz… Nie miałam pojęcia, co się dzieje, co go tak odmieniło – albo kto – ale miałam co robić. Musiałam odwołać ślub i wesele. Bo od tego też się odciął, to też już go nie obchodziło. Odwoływałam więc zamówienia, rezygnowałam z rezerwacji, traciłam wpisowe i słuchałam tych idiotycznych pocieszeń, że nie był mnie wart, że jeszcze będę szczęśliwa, że tego kwiatu jest pół światu… Nowina lotem błyskawicy obiegła wszystkich moich znajomych, a także współpracowników. Udawałam, że nie widzę litościwych spojrzeń, nie słyszę szeptów, jakby ludzie nie mogli mi odpuścić, jakbym już nie dość została poniżona. No ale nie zamknę plotkarzom ust, nie zasłonię ciekawskim oczu. Musiałam się nauczyć żyć jako porzucona panna młoda. Do mojego pokoju zajrzał Bartek, kolega z działu. – Beata, nie wybrałabyś się dziś na koncert jazzowy? – wiedział, że to moje klimaty, pewnie stąd ta propozycja. – Sorry, że tak na ostatnią chwilę, ale znajomym pochorowały się dzieci i nie mogą iść. Więc mam dwa bilety. Szkoda, żeby się zmarnowały. – Fakt – może nie miałam nastroju, ale miałam ochotę. Bilety na ten koncert rozeszły się w pięć minut i były nie do zdobycia. Naprawdę grzechem byłoby zmarnować taką okazję. No i… Bartek. Lubiłam go, miał wyczucie i jako jedyny nie komentował mojej sytuacji osobistej. A ja bardzo potrzebowałam teraz normalności, zamiast rozpamiętywania, rozdrapywania i sypania na rany solą fałszywej troski. Z Bartkiem czas płynął wartko jak górski potok Bo jak ktoś się szczerze o kogoś troszczy, to pozwala jego ranom się zagoić. Koncert był rewelacyjny. Mogłam zanurzyć się w dźwiękach i nie myśleć o niczym innym. Zwłaszcza o tym, co działo się w moim życiu. Miłe, odprężające doświadczenie, niestety trwało tylko dwie godziny. – Chodź, pójdziemy jeszcze coś zjeść – Bartek wyraźnie nie miał ochoty na wczesny powrót do domu. A co mi tam, pomyślałam. Przecież muszę coś jeść, a to był pierwszy od kilku tygodni wieczór, kiedy czułam się lepiej niż ledwie chodzące zombi. Kilka dni później Bartek zapytał, czy nie mam ochoty wybrać się z nim na wieczór autorski jego kuzyna. Podobno ów kuzyn pisał tragiczną poezję, czy może poezję tragiczną, w każdym razie Bartek nie mógł się wykręcić od obecności. – Jak ze mną pójdziesz, będę ci dozgonnie wdzięczny. Wymkniemy się wcześniej, a ja będę mógł zwalić winę na ciebie, że musiałaś wyjść, bo coś tam. Przyszliśmy, wysłuchaliśmy kilku wierszy, starając się nie śmiać, a potem szybko się ewakuowaliśmy, by spłukać to doznanie jakimś dobrym drinkiem. Z Bartkiem czas płynął wartko jak górski potok – mieliśmy dużo wspólnych tematów, poza tym nieszczęsnym odwołanym ślubem. Spędzaliśmy razem coraz więcej czasu, a ja zaczynałam czuć się jak skuta lodem ziemia na wiosnę: tajałam. Związek z Jarkiem był przeszłością, nie chciał mnie, odszedł, jego strata, krzyż na drogę. Wracałam do dawnej pozytywnej siebie, było mi coraz lżej na duszy… Rozpaczałabym, gdyby zniknął Na jakiekolwiek sugestie otoczenia, że łączy mnie z Bartkiem coś więcej niż koleżeństwo, obruszałam się. To tylko kolega. Bardzo dobry, ale kolega. Nigdy nie zrobiliśmy niczego, co mogłoby zostać uznane za przekroczenie granicy. Żadnego słowa, gestu czy spojrzenia, które nadałoby naszym relacjom odcień inny niż przyjacielski. Niemniej byliśmy blisko, więc siłą rzeczy zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdyby… i doszłam do wniosku, że gdyby Bartek nagle zniknął z mojego życia, załamałabym się. Bardziej niż w przypadku Jarka. Wtedy ogromną rolę odegrały zraniona duma i upokorzenie, na jakie mnie skazał, gdy musiałam odwoływać ślub, wesele, powiadamiać wszystkich. To nie była tylko osobista strata, ale w pewien sposób publiczna. Po czymś takim miałam już dla niego tylko żal, urazę, złość. A przy Bartku odżywałam, stawałam się dawną sobą, radosną, energiczną, chcącą iść dalej, cieszącą się życiem, wypatrującą z ciekawością kolejnego dnia. Z Bartkiem wiązały się same pozytywne emocje. Pytanie, czy wdzięczność, sympatia, koleżeństwo mogą zaowocować czymś… erotycznym? Chyba mogą. Chyba byłam od tego o krok, ale pilnowałam się. Bałam się stracić to, co już zyskałam. Bo może on tak o mnie nie myśli? Dotąd nie zająknął się słowem, że chciałby czegoś więcej, nie dotknął mnie, nie objął, nie wziął za rękę… Właściwie czemu? Nie podobałam mu się? Czułam się zawiedziona No cóż, to ja byłam odpowiedzialna za swoje pogmatwane uczucia, a życie to ponoć suma rozczarowań. Może mnie kusiło, ale nie chciałam kolejnego dramatu, tym bardziej że pracowaliśmy razem. Nie, naprawdę nie potrzebowałam dodawać opału do pieca plotek. Jakby wywołany moim myślami Bartek wszedł do mojego pokoju i dokładnie zamknął za sobą drzwi. Oho. – Chyba nie będę mógł iść dzisiaj do kina… – Coś się stało? Źle się czujesz? – zaniepokoiłam się, a jednocześnie mój żołądek nieprzyjemnie się zacisnął. To tak bardzo przypominało mi tę sytuację z Jarkiem… Znowu okaże się, że komuś nie wystarczam, że daję lub biorę za mało, że wszystko jest nie tak, jakieś niewłaściwie, nawet jeśli chodzi o przyjaźń. – Tak, źle, a raczej okropnie. Bo czuję się tak, jakbym cię wykorzystywał. – Ty… mnie? – już niczego z tego nie rozumiałam. – Rozstałaś się z narzeczonym w niefajnych okolicznościach, a ja… Chodzi o to, że zawsze mi się podobałaś… i nie chcę, żebyś pomyślała, że chcę wskoczyć na miejsce twojego byłego… i sam też tego nie chcę, nie chcę być substytutem, plastrem, no ale… – westchnął ciężko. – Bycie tylko twoim kumplem jest ciężkie. Trudno mi być obok ciebie i nie móc powiedzieć, co czuję, wciąż się powstrzymując, pilnując… Przepraszam. Nie chcę ci mieszać, nie chcę cię stracić, ale… – znowu westchnął, kręcąc głową. – Boże, wiedziałem, wystraszyłem cię, nie powinienem nic mówić… Wreszcie znalazłam mojego jedynego Nie wystraszył mnie. Milczałam, bo nie wierzyłam własnym uszom. Byłam w szoku z radości. Zastygłam, ale moje serce dosłownie trzepotało ze szczęścia. Ponieważ Bartek zamknął za sobą drzwi, by dać nam namiastkę intymności, po prostu wstałam, podeszłam do niego i pocałowałam tak, że po chwili obojgu nam trzęsły się dłonie. W końcu zrozumieliśmy, co do siebie czujemy, i jasno to sobie pokazaliśmy. Od tamtego dnia mięło już dziesięć lat, a my nadal jesteśmy nierozłączni. No, musieliśmy się rozdzielić, gdy rodziłam w szpitalu nasze dzieci. Ślub mieliśmy skromny, podobnie jak wesele. Bo nie liczyła się oprawa, ale to, co do siebie czuliśmy. Odnaleźliśmy się wśród tylu milionów ludzi, pokochaliśmy i postanowiliśmy spędzić razem życie. Wreszcie znalazłam mojego jedynego. Wcześniej trochę łez wylałam, ale trzeba smutku, by docenić radość. Moja wymarzona miłość przejawia się w drobnych, codziennych gestach. W buziaku bez okazji. W szukaniu jego dłoni, gdy siedzimy obok siebie na kanapie i oglądamy film. W sposobie, w jaki patrzymy na twarze naszych śpiących dzieci. Nie trafił w nas piorun, uczucie ogarniało nas powoli, jak fale ciepłego morza. Nadal pracujemy razem, czym prowokujemy plotki, bo ludziom nie mieści się w głowach, że nie mamy siebie dość, razem w domu, razem w biurze. Ano nie mamy. W naszym morzu wciąż jest dobrze, ciepło i bezpiecznie. Czytaj także:„Mąż zapewniał mnie, że bez względu na bezpłodność, zawsze będzie mnie kochał. Mydlił mi oczy, a innej zrobił dziecko”„Znalazłam świetne mieszkanie na wynajem, ale okazało się, że nie ja jedna mam na nie chrapkę. Tak poznałam... ukochanego”„Mąż sąsiadki ma ciemną skórę, nie chodzi do kościoła i nie tyka alkoholu. Chłopy ze wsi nie mogli mu tego darować”
Kolejne nowości programowe w SMS Net : Na kanale 66 zapowiadany jest przekaz kanału Teen Nick Na kanale 128 pojawił się Canal+ Sport 3 HD Na kanale 129 pojawił się Canal+ Sport 4 HD Na kanale 130 pojawił się Canal+ Now W związku ze reorganizacją pakietu Canal+ zmianie ulegnie numeracja kanałów : Kanał Nowa pozycja Canal+ Family HD 120 Canal+ Film HD 121 Canal+ Seriale HD 122 Canal+ Premium HD 123 Canal+ 1 HD 124 Canal+ Dokument HD 125 Canal+ Sport HD 126 Canal+ Sport 2 HD 127 Canal+ Sport 3 HD 128 Canal+ Sport 4 HD 129 Canal+ NOW HD 130 Na kanale 415 pojawił się TVP World Oficjalna informacja o Eleven Sports 4K Edited March 3 by danielpes5
Kuroko czuł na twarzy ciepłe promienie słońca. Niebo tego dnia było nieskazitelnie czyste, bez choćby najmniejszego białego obłoczka; podobnie spokojne zdawało się być morze. Szumiało cicho, a drobne fale raz po raz pluskały o brzeg, próbując sięgnąć bosych stóp Tetsuyi. Błękitnowłosy wpatrywał się w wodę, mrużąc przy tym oczy. Gdzieś w oddali widział przepływającą niedużą łódkę o białych żaglach, wyróżniającą się na tle monotonnego błękitu. Woda z pewnością była ciepła, nagrzana słońcem. Kuroko naszła ochota, by zanurzyć się w niej, popłynąć jak najdalej, sprawdzić swoje możliwości. – Tetsuya!- za sobą usłyszał natarczywe wołanie Akashiego; tak jakby mężczyzna już od dłuższej chwili próbował zwrócić jego uwagę. Odwrócił się, spoglądając niepewnie na stojącego za nim Seijuurou. Mężczyzna miał na sobie jedynie kąpielówki. Czerwone włosy drgały w letnim wietrze, jedno czerwone i jedno złote oko spoglądało na Kuroko z niejakim rozbawieniem. – Pytałem, dlaczego nie wejdziesz do wody? – Dlaczego...- powtórzył cicho Tetsuya, z zaskoczeniem patrząc na uśmiech Akashiego. Był taki... zwyczajny. Taki ciepły. Zupełnie jak dawniej, jak w czasach, kiedy byli razem, kiedy nikt ani nic nie próbowało ich rozdzielić. Gdy byli szczęśliwi. Gdy byli tylko dla siebie. – To ja się ciebie pytam – westchnął Seijuurou, jeszcze bardziej rozbawiony. Skinął w kierunku plażowych ręczników i parasola za swoimi Chodź. Skoro nie możesz się zdecydować, to zjedz ze mną arbuza. Kuroko jeszcze przez chwilę stał w miejscu, po czym odwrócił się i podążył za Seijuurou. Szedł dziwnie powoli, jakby był ospały, albo zmęczony – nawet, jeśli żadnego zmęczenia czy otumanienia nie odczuwał. Stanął przed ręcznikami, patrząc jak Akashi pochyla się nad dużym koszem piknikowym i wyciąga z niego arbuza. Uniósł go na wysokość swojej twarzy i przyjrzał się mu z uśmiechem. Następnie odwrócił się do Kuroko i podał mu go. – Pokroisz go dla mnie?- zapytał. Tetsuya skinął głową, przełykając ślinę. Głos Akashiego był łagodny, przyjazny. Wziął do rąk arbuza, przyglądając mu się. Pamiętał, że on i Akashi czasami raczyli się nim w upalne dni w swoim mieszkaniu, oglądając nudne filmy na kanapie w salonie i leniuchując. – Głos Akashiego nagle się zmienił. Wciąż był łagodny, ale teraz sprawiał wrażenie, jakby Seijuurou upominał o coś błękitnowłosego. Jakby karcił niegrzeczne dziecko. Kuroko spojrzał na niego, skruszony. Akashi coś mu podawał. Nóż? Kuroko musiał znów się zamyślić, przez co Seijuurou zmuszony był go ponownie kilka razy zawołać... czy tak? Tetsuya spojrzał na nóż, który trzymał w ręce Akashi. Jego ostrze skierowane było prosto ku niebu, Seijuurou zaciskał uchwyt w pięści. To był duży nóż, o wiele za duży jak do pokrojenia takiego małego arbuza. Kuroko chciał mu o tym powiedzieć. Spojrzał w oczy Seijuurou, ale ten opuścił je na trzymanego przez Tetsuyę arbuza. Kuroko również opuścił wzrok na dół. W dłoniach trzymał głowę Kagamiego Taigi. – Aaah!- krzyknął z przerażeniem, otwierając oczy i podrywając się na łóżku. – Kuroko!- Pochylający się nad nim Kagami odskoczył do tyłu, przestraszony jego nagłym zrywem. Tetsuya, dysząc ciężko, spojrzał na niego, przez chwilę nie mogąc sobie przypomnieć, gdzie się znajdował i skąd wziął się tu Taiga. – Kagami-kun...- sapnął cicho, starając się uspokoić oddech i rozszalałe w piersi serce. – Trochę się wierciłeś, więc chciałem cię obudzić...- wymamrotał Taiga, przełykając Wydawało mi się, że śni ci się koszmar. – Mmm...- Kuroko wziął głęboki oddech, podnosząc się ostrożnie do pozycji W porównaniu z poprzednimi, ten był prawie przyjemny... – Zrobiłem kakao – powiedział Kagami, a Tetsuya uzmysłowił sobie, że rzeczywiście czuje zapach Wolałem cię teraz obudzić, bo potem nie zaśniesz w nocy. Kuroko westchnął cicho, odrzucając od siebie koc i wstając z łóżka, czy raczej z kanapy, którą rozłożył dla niego Kagami. Przetarł dłońmi twarz, podchodząc za Taigą do stolika, na którym ustawiono trzy kubki kakao. Tetsuya przystanął. – Twój chłopak wrócił? – Mhm. Bierze prysznic, ale za pół godziny i tak wychodzi. Zdążysz go przynajmniej poznać i streścić mu swoją sytuację. Większość i tak wie ode mnie. Już dawno mu o tobie opowiadałem. – To dość...- Kuroko szukał w głowie właściwego Powiedziałbym „kłopotliwa” chwila w takim wypadku. Czy twój chłopak nie jest zazdrosny? Kagami zarumienił się lekko i odchrząknął. – Cóż, nawet jeśli, to raczej tego nie okazuje – mruknął, spoglądając w kierunku drzwi Myślę, że jest na tyle wyrozumiały, że potrafi pogodzić się z prawdą o naszych relacjach. Nie łączy mnie z tobą to, co kiedyś, ale jesteś dla mnie ważny. – Ty dla mnie również – powiedział cicho Tetsuya, siadając powoli na krześle i wbijając wzrok w kubek parującego Dlatego wolałbym, żebyś dał sobie spokój z pomysłem ratowania mnie, zabrał swojego chłopaka i uciekł z nim jak najdalej. Nie myśleliście o tym, żeby opuścić kraj? Przecież sporo czasu w dzieciństwie spędziłeś w Ameryce, znasz dobrze angielski. Może spróbujecie właśnie tam? – Kagami wzruszył Ale to zależy też od Tatsuyi, a nie tylko ode mnie. Nie wierzysz w niego, bo nie masz specjalnych podstaw, ale jeśli ktoś jest w stanie wspomóc nasz kraj i oczyścić go z takich kanalii jak Akashi, to tym kimś jest właśnie Tatsuya. Drzwi do łazienki otworzyły się i u progu pojawił się wysoki mężczyzna. Kuroko obrócił ku niemu głowę, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Był to pierwszy partner Kagamiego po jego związku z Tetsuyą, błękitnowłosego ciekawiło więc, z kim związał się jego były. Tatsuya okazał się być zupełnie różny od Kuroko. Wysoki i szczupły, ale dość szeroki w ramionach – zupełne przeciwieństwo Kuroko, który był niski i raczej wątły, choć mięśni mu nie brakowało. Tatsuyę wyróżniały również przydługie czarne włosy, z zakrywającą lewe oko grzywką oraz małym pieprzykiem pod prawym. Choć mężczyzna z pewnością był przystojny, na jego twarzy widać było wyraźne ślady zmęczenia, zapewne spowodowane niebezpieczną i stresującą pracą. Kuroko wstał od stołu, by przywitać się z chłopakiem Kagamiego. – Widzę, że Taiga postanowił cię już obudzić – powiedział mężczyzna, podchodząc do niego z uśmiechem na twarzy i wyciągając ku niemu Himuro Tatsuya, partner Taigi. Miło mi cię poznać. – Mnie również jest miło, Kuroko założył, że mężczyzna jest od nich starszy, bo na takiego właśnie Nazywam się Kuroko Tetsuya. Jestem tym nieszczęśnikiem, o którym, zdaje się, wspominał ci Kagami-kun. – „Kagami-kun”?- Himuro zerknął z uśmiechem na Jeśli dobrze kojarzę, byliście kiedyś parą? – Tak – odparł spokojnie Stare dzieje... – Nigdy nie zwracaliśmy się do siebie po imieniu – wyjaśnił Kagami, rumieniąc się lekko i przecierając dłonią A Kuroko już tak ma, że do wszystkich zwraca się grzecznościowo... – Ahh, już rozumiem!- Himuro uśmiechnął się szerzej, znów odwracając do Usiądźmy, Kuroko. Taiga już jakiś czas temu opowiadał mi o nieprzyjemnościach, jakie cię spotkały. Akashi Seijuurou, co? Czołówka Czarnej Himuro zajął miejsce przy stoliku, dosuwając sobie Zanim poznałem Taigę, był nawet moim celem, ale ciężko było trafić na jego ślad. Więc to dlatego był taki nieuchwytny. Podążał za tobą. – Nie mów tak, jakby to była jego wina – skarcił go łagodnie Kuroko niczym nie zawinił. To Akashi jest popieprzony. – W to nie wątpię – westchnął Tatsuya, upijając łyk Czyli Akashi kieruje się jednak jakimiś motywami?- zapytał, patrząc z powagą na Pozbywa się osób mających jakikolwiek związek z tobą, czy może po prostu zabawia się po drodze, goniąc za tobą? – I jedno i drugie – mruknął w odpowiedzi Kuroko, spuszczając Zaczęło się od mordowania moich bliskich... a potem, podczas ścigania mnie, ofiarą padał każdy, kto miał ze mną jakikolwiek bliższy kontakt. – Opowiedz mi o wszystkim, Kuroko – poprosił Od deski, do deski: jak to się wszystko zaczęło, dlaczego się zaczęło, jak wyglądało dotychczas twoje uciekanie. Powiedz mi wszystko, co wiesz o Akashim Seijuurou. – Jaki w tym sens, Himuro-san?- zapytał spokojnie Przecież to nie tak, że jeśli dowiesz się tego wszystkiego, znajdziesz sposób na to, by go złapać. – Nie chcesz, żeby został złapany? – Chcę – odparł Chciałbym w końcu zaznać spokoju w życiu. Ale wiem, jaki jest Akashi-kun i wiem, że bez względu na wszystko nikt z nim nie wygra. – Może odnosisz takie wrażenie, ponieważ przywykłeś do przegrywania z nim – powiedział Tatsuya. Miałem już do czynienia z nie jednym psychopatą i każdy jeden był niebezpieczny, ale, jak zapewne możesz wywnioskować z faktu, że siedzę tu teraz z wami, każde starcie wygrałem. Z Akashim był o tyle problem, że nie znałem jego portretu psychologicznego. Nikt nic o nim nie wie, prócz tych oczywistych faktów, takich jak ten, że przed wojną skończył dobre studia i został dyrektorem firmy ubezpieczeniowej, miał słabe kontakty z ojcem, a także sypiał ze swoją sekretarką. Kuroko przełknął ciężko ślinę i zacisnął lekko dłonie na swoim kubku. Nadia. Tak miała na imię sekretarka, z którą Akashi sypiał. Tak miała na imię ta, która przyczyniła się do ich rozstania. Tak miała na imię pierwsza ofiara Seijuurou. Tetsuya nigdy w życiu nikogo nienawidził tak bardzo, jak jej. Nawet, jeśli było mu jej żal z powodu okrutnej śmierci, jaka ją spotkała. – Jesteś tak naprawdę jedyną pozostałą przy życiu osobą, która zna Akashiego Seijuurou – ciągnął dalej Jedyną, która zna go najlepiej. Bo przecież mieszkałeś z nim, prawda? Byliście parą, więc z pewnością wiesz, jaki Akashi Seijuurou był prywatnie; czy pokazywał inną twarz? Może bił cię, poniewierał tobą, albo groził? Kuroko aż się uśmiechnął, kręcąc głową. Rozbawienie jednak szybko minęło, kiedy przypomniał sobie chwile, kiedy dzwoniła komórka Akashiego, a on, zamiast zwyczajowo odebrać telefon, wyciszał dźwięki; jego wymijające odpowiedzi na pytanie, kto dzwonił, kto pisał, czego chciał. Tetsuyę czasem to irytowało, czasem bardzo złościło, ale ufał swojemu chłopakowi. Był mu ślepo oddany. – Nie robił nic takiego – odpowiedział Kuroko na pytanie Akashi-kun był aniołem. Nigdy mnie nie skrzywdził; nie potrafiliśmy się nawet kłócić. Czasem dochodziło tylko do niewinnych sprzeczek, ale szybko odchodziły w zapomnienie. I, zanim coś zasugerujesz, Himuro-san: Akashi-kun nie miał wówczas żadnej ukrytej natury. Średnio lubił horrory, nie ekscytowały go żadne krwawe sceny, nie interesował się mordercami i psychopatami. Jego myśli pochłaniała praca i zwykłe, codzienne życie ze mną. On... on nigdy mnie nawet nie obraził. – Wobec czego jak to się stało, że zaczął cię ścigać? Jak to się stało, że zaczął mordować? Kuroko milczał przez chwilę, zbierając myśli. Tyle razy przez to przechodził. Tylu ludziom, którzy chcieli w mniejszym czy większym stopniu pomóc mu, opowiadał o sobie i o tym, jak doszło do tego, że przestał być panem własnego życia. Każda z tych osób już nie żyła. Czy jeśli powie teraz Kagamiemu i Himuro swoją historię, zmieni to coś? Czy niespodziewanie znajdą rozwiązanie i uratują Tetsuyę? Ale kosztem czego? Kagami może zginąć. Himuro również może utracić życie. Jeśli i oni zostaną zabici, Kuroko nie będzie miał już nikogo. Do tej pory pocieszał się chociaż myślą, że Taiga był jedyną osobą, jakiej Akashi nie zdołał mu odebrać. A teraz... – Wiem, co myślisz, Kuroko – powiedział nagle Martwisz się o mnie, martwisz się, że zginie też mój chłopak. Ale jeśli nie zaryzykujemy teraz całą trójką, to co ci pozostanie? Dalej uciekać i dalej zostawiać za sobą trupy? Masz niepowtarzalną okazję nie, żeby wykorzystać kogoś do pomocy, ale żeby skorzystać z czyichś dobrych chęci. Przestań się tak uparcie opierać i pozwól nam ci pomóc. – Nie masz pojęcia, ilu ludzi już próbowało, Kagami-kun...- westchnął Kuroko. – Tak, tak, i każdy zginął – westchnął również Ale ja i Tatsuya póki co nie ruszamy się z Japonii. Kiedy Akashi się tutaj zjawi, a na pewno się zjawi... to chcemy być gotowi. Pomóż nam, Kuroko. Nie tyle dla siebie, co dla reszty społeczeństwa. Trzeba ubić tego dupka, wykorzystać każdą szansę, jaką dostaniemy. Ty jesteś naszą najlepszą. – Naprawdę wierzycie, że to się uda?- nie dowierzał Sądzicie, że uda wam się przechytrzyć Akashiego-kun? – Wystarczy, że doprowadzimy do jakiegokolwiek starcia – powiedział Nas jest trzech, on jest tylko jeden. – Akashi-kun pozbywał się w pojedynkę większych, bardziej zorganizowanych grup – mruknął Ale dobrze, niech będzie. Opowiem wam wszystko, co wiem o Akashim-kun, choć nie sądzę, by cokolwiek z tych informacji miało was natchnąć. – Przekonajmy się – powiedział Himuro, uśmiechając się lekko do Kuroko. Tetsuya spojrzał na niego z odrobiną zrezygnowania. Wziął głęboki oddech a potem wypuścił go powoli. Zaczął swoją opowieść.
Idiomy przygotowała Katarzyna Goliszek z hide nor hair = No trace or evidence of someone or something = Brak śladów ani dowodów na kogoś lub coś = Nie wiadomo gdzie ktoś / coś jest, nie ma po kimś / czymś śladu; ani widu, ani słychu 1a. I have no idea where Louise went this morning. I've seen neither hide nor hair of her all day. = Nie mam pojęcia, gdzie Louise poszła dziś rano. Cały dzień nie ma o niej ani widu, ani We weren't able to find neither hide nor hair of Ben. We don't really know where he is now. = Nie byliśmy w stanie znaleźć śladu po nim. Naprawdę nie wiemy, gdzie on jest teraz. 1c. A. Has there been anyone here? = Czy ktoś tu był?B. Neither hide nor hair for the last week. = Ani widu, ani słychu przez ostatni We've been calling them all day, but they haven't picked up the phone. Neither hide nor hair of them. = Dzwoniliśmy do nich cały dzień, ale nie odebrali telefonu. Nie wiadomo, gdzie są.
ani widu ani słychu cały film